Nowe Miasto Korczyn, leżące niemal dokładnie w połowie drogi między Krakowem i Sandomierzem, założone zostało przez Bolesława Wstydliwego. Książę, w swych dziecinnych latach, zmuszony był wraz z matką Grzymisławą chronić się przed Konradem Mazowieckim, pragnącym nieprawnie zagarnąć tron krakowski, w niewielkim gródku nad Nidą – dzisiejszym Starym Korczynie. Po latach, już jako książę krakowsko-sandomierski, Bolesław wybrał Korczyn na swoją siedzibę, wznosząc tu zamek, który stał się podstawą Nowego Miasta Korczyna. Był to czas tuż po najeździe Tatarów na ziemie polskie, kiedy to zarówno krakowski, jak i sandomierski zamek padły ofiarą tatarskiej hordy. Nie wiadomo, kiedy dokładnie nastąpiła lokacja Nowego Miasta, gdyż dokument lokacyjny spłonął w pożarze w 1300 roku, jednak prawdopodobnie miało to miejsce około 1258.

 

Ślady św. Kingi w Ziemi Korczyńskiej

 

Kinga zamieszkała w Korczynie w roku 1243 i – oczywiście z przerwami – spędziła tam wiele lat, odwiedzając Nowe Miasto nawet po odbudowie zamku na Wawelu. Wiele dokumentów, wystawionych przez księżnę, nosi pieczęć z nazwą tego właśnie miasta. Musiało być ono szczególnie drogie św. Kindze – tu bowiem udało się jej uzyskać od Bolesława gwarancję na dożywotnie zachowanie wstrzemięźliwości w małżeństwie. Tuż po zawarciu małżeństwa bowiem (w 1247 roku), Kinga poprosiła Bolesława, by przez rok obydwoje powstrzymali się od współżycia. Prośbę tę ponowiła po roku. Jej konsekwentne uchylanie się od obowiązków małżeńskich bardzo wzburzyło Bolesława, który z niecierpliwością oczekiwał na potomka i następcę. Jak pisze biograf św. Kingi: W pierwszym gniewie i uniesieniu kazał wywieść Kingę do osamotnionego zamku w Nowem Mieście Korczynie. Tu pod dozorem Grzymisławy i znanego Mikula [pedagoga] miała wieść żywot smutny i beznadziejny. (...) W tak okropnem osamotnieniu czuła się Kinga za to bliższą Boga. W modlitwie i dobrych uczynkach pogrążyła się cała. Jeśli kiedy to teraz zwłaszcza poznała całą znikomość ziemskiego szczęścia. (...) A najpierw na modlitwie była niestrudzoną. Często całe noce trwała na tej wewnętrznej rozmowie duszy z Bogiem. Z początku i w tem nawet znachodziła trudności, bo mając wspólną z Grzymisławą sypialnię, często od tejże za przedłużone modlitwy swoje odbierała napomnienia. Lecz gdy później osobny dla siebie wyprosiła kącik, już nikt jej nie przeszkadzał w tem pokrzepianiu zbolałej duszy. 

Wedle podań, Kinga zwykła wykradać się z zamku do kościółka św. Mikołaja – w którym, jak chce legenda, drzwi same się przed nią otwierały – i spędzać tam całe noce na modlitwie. Którejś nocy Grzymisława miała zauważyć nieobecność synowej w zamku. W trakcie poszukiwań, wtajemniczony w nocne wycieczki Kingi Mikul wymknął się do kościoła i nakazał księżniczce powrót, by nie narażała się na żadne podejrzenia. Ponoć gdy Kinga przeprawiała się przed Nidę ze świątyni do zamku, otulił ją tak gęsty obłok, iż jej powrót do zamku pozostał niezauważony. Inna zaś legenda mówi, że aż do dziś prawdziwy czciciel świętej może ujrzeć na tafli wody świetliste ślady jej stóp. W miejscu, gdzie stał kościółek św. Mikołaja, zwanym dziś przez miejscową ludność „Kunegundą”, wielu ludzi doznawało za wstawiennictwem świętej łask i cudów.

Dziś nie ma już śladu po wiekowym kościółku, stoi tu jednak studzienka z kamienną figurą św. Kingi. Napis na postumencie głosi: Którzy w tym mieysczu łaski doznawają niechay tyż pokłon św. Patronce oddawają. Jan y Marianna R.P. 1820. Jak chce legenda, studzienkę tę kazała wykopać św. Kinga. Lubiła czerpać z niej wodę, często też spędzała czas w tym miejscu. Któregoś dnia miała zobaczyć przy studzience dziecko chorujące na oczy. Po kilkakrotnym przetarciu oczu źródlaną woda choroba zniknęła. Od tamtej pory ludzie wierzą, że woda w studzience ma właściwości uzdrawiające. Po śmierci Kingi wodę tę rozwożono po całej Polsce, a nawet na Litwę. W 1684 roku, podczas procesu beatyfikacyjnego św. Kingi, jeden z mieszkańców Nowego Korczyna, 120-letni Stanisław Kabała, zeznał: Jako pamiętać mogę od lat sta i więcej, to zawsze w dolegliwościach i potrzebach swoich lud pospolity z różnych miejsc ucieka się do Nowego Korczyna, do grobu świętej Kunegundy i tu do jej ołtarza i obrazu, także do studzienki jej blisko kościółka św. Mikołaja, od czasów niepamiętnych "Kunegundą" zwanej, ofiaruje się przy tej to studzience od lat sta i dalej jako pamiętam zawsze Boża Męka stawała i jest o czym słyszałem od rodzica mego, który miał lat osiemdziesiąt i to mi powiadał, że także przed tą studzienką krzyż bywał i przed tym ludzie także ofiarowali się. Tę studzienkę Kunegundą zwali, w niej się obmywali, do domów swoich w naczyniach wodę z niej brali i gdy kto zachorował z dalekich okolicznych wsi po nią słali i słyszałem, iż wielom pomagała do zdrowia. Nawet i ja sam doznałem tej łaski od tej świętej Kunegundy bom kiedy chorował od lat czterdziestu, całym ociemniały był i gdym się do tej świętej Kunegundy ofiarował i do tej studzienki zaprowadzono mnie, trzy razy wodą z tej studzienki z wielką ufnością umyłem się i zaraz mi Pan Bóg dał wzrok, zem przejrzał i sam poszedł bez wodza.

Św. Kinga słynęła ze stawiania sobie nader wysokich wymagań, jeśli chodzi o posty i umartwienia. Potraw używała bardzo mało, natomiast gęste półmiski z książęcego stołu szły na stół ubogich. (...) Oprócz modlitw i postów, częste odprawiała Kinga i bolesne dyscypliny. Nieraz krwią zbroczone znachodzono miejsce, w którym się biczowała. Na ciele nosiła ostrą włósienicę a po twardych i ostrych ścieżkach chadzała boso. Gdy jej tego wzbroniono, kazała sobie obuwie tak robić, że z wierzchu wyglądało jak każde inne, lecz pod spodem brakło podeszew i tak niby to w obuwiu a jednak dla większego umartwienia i pokory boso stąpała, kalecząc swe nogi.

Znana też była święta ze swej szczodrobliwości, miłosierdzia i troski o innych, zwłaszcza chorych i ubogich. Według legendy, w jednym z domów przy ul. Farnej znajdował się przytułek dla trędowatych, którymi Kinga opiekowała się z zaangażowaniem i pokorą. Często również wychodziła z zamku, w przebraniu prostej kobiety, by zanieść jedzenie najbardziej potrzebującym. Kiedyś na takiej wyprawie przyłapał ją początkowo niechętny takiej działalności Bolesław. Kinga, obawiając się, że rozeźlony małżonek może zakazać jej wspomagania biednych, rzekła, że w koszu pod płaszczem niesie nie chleb, a róże do przystrojenia ołtarzy. Jakież było Bolesława – i Kingi również – zdziwienie, gdy okazało się, iż w koszu faktycznie znajdują się świeżo rozkwitłe pąki róż. W ten sposób księżna nie splamiła się kłamstwem, a książę zaprzestał przeszkadzania jej w pełnieniu dzieł miłosierdzia.

Ostatecznie Bolesław, przekonany nieugiętą postawą Kingi, zgodził się na zachowanie dozgonnej czystości, którą ślubowali oboje na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Wtedy także zapewne Kinga wpisała się do III Zakonu św. Franciszka jako tercjarka. Para książęca ufundowała później w Korczynie kościół, który przekazany został zakonowi franciszkanów. Świątynia otrzymała wezwanie św. Stanisława – świętego bardzo drogiego Kindze, o którego beatyfikację usilnie się starała. Jan Długosz zapisał dwa wieki później: Bolesław Wstydliwy z  najszlachetniejszą małżonką swoją Kunegundą, pałając szczególną gorliwością o zakon św. Franciszka, w roku 1257 założyli i ufundowali klasztor, obsadzając przy nim kolegium dwunastu franciszkanów sprawujących służbę bożą i głosem donośnym śpiewających pacierze kapłańskie. Wspomniany król Bolesław Wstydliwy szczodrym i wielkim sumptem ufundował też kościół pod wezwaniem św. Stanisława, sławnego męczennika, także klasztor, cele i mieszkania dla sług Bożych oraz wszystkie zabudowania z cegły palonej. Wszystko to zbudował wielce ozdobnie (tłum. ks. J. Wiśniewski). Dziś w świątyni tej św. Kingę pamięta jeszcze fragment XIII-wiecznego sklepienia. Na łuku tęczowym znajdują się malowidła przedstawiające św. Kingę i Bolesława Wstydliwego. Niewielki obraz świętej umieszczony jest także w barokowych stallach w prezbiterium. Na uwagę zasługuje też haftowany wizerunek Kingi wraz z Jolantą i Salomeą, ustawiony na ołtarzu bocznym. Współczesny obraz świętej ustawiony jest na ołtarzu po prawej stronie łuku tęczowego. Kinga była też prawdopodobnie fundatorką kościoła parafialnego pw. św. Trójcy. Jej płaskorzeźba znajduje się na frontonie kościoła. 
Nowy Korczyn był świadkiem przekazania Kindze przez Bolesława ziemi sądeckiej. Było to zadośćuczynienie za utracony na obronę kraju przed Tatarami ogromny posag Kingi. W dokumencie, datowanym na 2 marca 1257 roku, Bolesław napisał: My Bolesław, z przejrzenia Bożego książę krakowski i sędomirski (...), połączyliśmy się związkiem małżeńskim z J. M. Kunegundą (...) nie tylko złotem, srebrem i kamieniami drogiemi (...), lecz przede wszystkiem skarbami cnót i i obyczajów zacnych ozdobą, która z natchnienia Bożego, w dniach najgwałtowniejszej potrzeby naszej, udzieliła nam hojnie wsparcia ziemskiego. (...) Ale iż wśród częstych a różnorakich nieszczęść, kolejno po sobie następujących (...), widzimy się nieudolnymi do wypłaty tak wielkiej sumy; zatem (...) nadajemy Jej, udzielamy i przekazujemy nieodwołalnie w posiadanie wieczyste ziemię Sądecką, rzetelnie i całkowicie, bez najmniejszego uszczuplenia, z wszelką władzą książęcą... Na mocy tego dokumentu stała się Kinga panią ziemi rozciągającej się między Podolińcem, Bieczem i Limanową. W Korczynie wystawiła kilka dokumentów dotyczących darowanej jej ziemi. Kinga czuła się także panią na Korczynie i okolicach, jednak po śmierci Bolesława ziemie te odebrał jej Leszek Czarny, spadkobierca księcia.  Obecnie w Nowym Korczynie wciąż żywa jest pamięć o św. Kindze. Dowodem tego są Kingonalia – doroczne, lipcowe uroczystości ku czci św. Kingi. Zaś 24 lipca do źródełka św. Kingi udaje się procesja z kościoła pw. św. Stanisława.