Jak wieść niesie, gdy żołnierze króla Kazimierza Jagiellończyka wracali z wyprawy na Węgry, zapachniały im skarby podhalańskie, zamarzyło im się wioski rabować, aż na Czorsztyn uderzyć. Dębno stanęło im na drodze – obrabowali więc dwór i kościół, a potem plebanię i świątynię podpalili. I tu szczęście zbójeckie ich opuściło. Bo gdy tylko z łupem oddalili się od Dębna, na innych rycerzy natrafili, którzy dobytek im odebrali, a ich samych ciężko poranili. Cóż było robić? Powlekli się zbójnicy z powrotem do Dębna, gdzie na progu spalonej świątyni Archanioł Michał im się objawił, nakazujący pokutę – jedyną drogę do zbawienia. A pokutą tą być miało odbudowanie spalonego kościoła. Cóż było robić? Przerażeni zbójnicy ślub uczynili, cały swój dobytek przeznaczyli na wystawienie świątyni, którą podobno własnymi rękami wznieśli. A za podstawę ołtarza posłużył im ponoć pogański kamień ofiarny, przyniesiony z Frydmańskiego Łęgu. 

Kościół pw. św. Michała Archanioła – kościół ośmiu cudów


Okolice Dębna do najpiękniejszych w podtatrzańskiej dolinie policzyć należy. Gościniec jak wstęga po kwiecistej łące, wśród pięknych, po obu stronach rozsianych, rozsuwa się widoków – tak pisali w wydanym w 1850 roku Ułamku podróży archeologicznej po Galicji odbytej w 1849 roku J. Łepkowski i J. Jerzmanowski.  Zaś wielki miłośnik i znawca Pienin, Podhala i Sądecczyzny, Jan Wiktor, kościółek dębnieński określił mianem ozdoby tej ziemi, klejnotu drewnianego budownictwa i malarstwa

Kościół posadowiony jest w centrum wsi, otulony ścisłym wieńcem świerków i modrzewi, z pomiędzy których wyglądają pozostałości starego cmentarza. Nieopodal łąkę przecina kręty strumyczek. Widok zaiste uroczy, lecz... na pozór świątynia nie różni się wiele od innych drewnianych kościołów podhalańskich, jakie znajdują się m. in. w Nowym Targu, Łopusznej, Harklowej i Grywałdzie. Podobnie jak one ma prostokątne prezbiterium i nawę. Na przedłużeniu nawy wznosi się niewysoka, zaledwie piętnastometrowa wieża, młodsza od bryły kościoła, bo wystawiona w roku 1601. Do kościoła prowadzą dwa wejścia: spod wieży i przez południowa kruchtę. Stojąc w kruchcie (przedsionku) zerknąć można do wnętrza okalających kościół sobót – krytych podcieni, które w dawnych czasach służyły przybywającym na odpust pielgrzymom jako swoisty dom noclegowy. 

Wchodzimy do wnętrza kościoła. Musi minąć parę chwil, by oczy przyzwyczaiły się do panującego tu półmroku. Spoglądamy do góry. I oto nad głowami rozpościerają się przepiękne, wzorzyste, barwne kobierce. Bogate ornamenty spływają z pułapu na ściany, tęczę, balustradę chóru, ambonę, ławę kolatorską. Oto mamy przed sobą kolejny z cudów tego kościółka. Ta przebogata polichromia powstała około roku 1500 i jest najstarszą – w całości zachowaną – europejską polichromią tworzoną na drewnie. Konserwatorzy doliczyli się tu 77 motywów, występujących w 12 układach i 31 wariantach kolorystycznych. Spotykają się tu ornamenty roślinne, geometryczne, architektoniczne, figuralne i zwierzęce. Widzimy zbrojnych na koniach, ścigających jelenia, rycerza – św. Jerzego – zabijającego smoka, Orła Jagiellońskiego, unoszącego się nad krucyfiksem w tęczy. 

Skąd w małym kościółku podhalańskim ta niezwykła rozmaitość wzorów i barw, bogatych błękitów, zieleni, czerwieni, żółci i czerni? Wbrew pozorom uzyskanie tego efektu nie było wcale tak trudne, jakby to by się mogło wydawać. Jest to bowiem przykład wzornictwa patronowego, uzyskiwanego za pomocą specjalnie przygotowanych szablonów. Otóż szablon taki, czyli długi pas z papieru lub skóry (jak w przypadku Dębna) z powycinanymi wzorami, przykładano do zdobionej powierzchni i pokrywano farbą, która poprzez wycięcia zamalowywała podłoże. Był to sposób szybki, tani – i stosunkowo prosty, gdyż czynność taką wykonywać mogli nawet niewykwalifikowani rzemieślnicy. Jest to jednak technika szlachetna i licząca sobie już niemal tysiąc lat – najstarsze tego typu zdobienie zachowało się w XI-wiecznym pałacu Chiaramonte na Sycylii. Często sposobem tym ozdabiano dwory i zamki, stąd też prawdopodobnie wywodzą się świeckie motywy na sklepieniu dębniańskiego kościółka. 

Stoimy twarzą do prezbiterium. Nad nami, na łuku tęczy, rozpięty na krzyżu Chrystus. Krzyż jest dość niezwykły – to tzw. drzewo życia, czyli pień z ściętymi konarami, tworzącymi poprzeczną belkę krzyżową. Równie niezwykła i nad wyraz ekspresyjna jest postać samego Chrystusa, wygiętego na krzyżu w męczeńskiej agonii. Krucyfiks ten to najstarszy element wyposażenia kościoła. Wykonany w czwartej ćwierci XIV w., pochodzi prawdopodobnie jeszcze z poprzedniego kościoła. Jak chce legenda, krzyż ten przyniosła rzeka (Białka lub Dunajec – tu tradycja dopuszcza pewną dowolność...) i osadziła na brzegu, skąd przeniesiony został do kościoła. Po obu stronach krzyża widnieją postaci Matki Bożej i św. Jana Ewangelisty – płaskie, wycięte z deski, prawdopodobnie siedemnastowieczne. 

W głębi prezbiterium oczom naszym ukazuje się najcenniejszy zabytek kościoła – ołtarz główny. Stanowi go doskonale zachowany tryptyk, piękny zabytek gotyckiego malarstwa tablicowego, pochodzący z 1 ćwierci XVI wieku. Obraz główny ma tło złocone wygniatane w śliczne skręty roślinne (...). Na tym tle występują trzy malowana postacie świętych. Pośrodku Najśw. Panna stojąca, trzymająca Dziecię-Jezus, wychylające się ku stojącemu po lewej ręce widza św. Michałowi zakutemu w srebrną zbroję, który trzyma miecz ponad głową w prawej; w lewej nisko, bo bliżej kolan, wagę z siedzącym dziecięciem (...). Po prawej ręce Najśw. Panny stoi św. Katarzyna z kołem w jednej ręce, z mieczem w drugiej. Wszystko to ma nastrój dziwnie miękki i szlachetny – tak przy końcu XIX w. opisywał dębnieński zabytek Władysław Łuszczkiewicz, badacz sztuki średniowiecznej, malarz, nauczyciel Matejki. Obraz ten to kolejny cud tego kościoła. Widać tu bowiem przejście od gotyku do renesansu, widoczne w nieco bardziej realistycznym potraktowaniu postaci, nieco miększym rysunku, zarysie krajobrazu wyglądającym spod stóp Świętych. Wszystkie te przejścia od surowego, idealistycznego gotyku w stronę bardziej realistycznego renesansu są bardzo delikatne, jakby zatrzymane w pół drogi. Dlatego też obraz ten, jako świadectwo płynnego przechodzenia jednego stylu w drugi, zasługuje na szczególną uwagę. 
Trzy postaci umieszczone na obrazie składają się na kompozycję tzw. Sacra Conversazione, czyli Świętej Rozmowy, motywu rozpowszechnionego w sztuce średniowiecznej. Święta Katarzyna występuje tu ze swoimi atrybutami: palmą męczeństwa i kołem, na którym poniosła śmierć. Michał Archanioł dzierży w dłoni miecz – symbol gniewu Bożego oraz wagę, na której waży dusze. 
Na skrzydłach tryptyku przedstawieni zostali święci: Jan Ewangelista i Stanisław oraz Jan Chrzciciel i Mikołaj, zaś po zamknięciu ołtarza pojawiają się sceny pasyjne, czyli Chrystus w Ogrójcu, Ecce Homo, Biczowanie i Upadek pod krzyżem. Rewers ołtarza powstał prawdopodobnie później, niż awers, czyli około lat 30. XVI w. Wskazują na to wyraźne już cechy renesansu, ledwie zarysowane w obrazie głównym. Ołtarz wieńczy obraz Ukrzyżowania, zaś w predelli umieszczone są wizerunki patronów Polski, świętych Wojciecha i Stanisława.

Spójrzmy teraz na ołtarze boczne. W predelli lewego umieszczona jest scenka Bożego Narodzenia – według legendy to ten właśnie wizerunek ofiarował mieszkańcom Dębna św. Michał Archanioł, zabierając stąd Świętą Rodzinę. Jednak uważny obserwator dojrzy tu datę 1651, a obok stylizowane trzy lilie – tzw. gmerk, czyli podpis artysty. Na tle ciemno brązowej szopki ze słomianym daszkiem podpartym złamaną kolumną, oświetlonej pochodnią zatkniętą w ścianę, widnieją postacie Świętej Rodziny. Akcent środkowy stanowi drobne Dzieciątko na białych pieluszkach. Pochyla się ku niemu śliczna, dziewczęca twarz Matki oraz adorujący św. Józef – tak wizerunek ten, dzieło wybitnego malarza, opisywał Tadeusz Staich. Trzeba dodać, że malowidło to odsłonięto dopiero w roku 1952 – wcześniej pokrywała je gruba warstwa kurzu i sadzy. W centrum ołtarza umieszczona jest figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem, otoczona postaciami czterech świętych męczennic: Katarzyny (z kołem), Barbary (z wieżą), Cecylii (z organami) i Doroty (z koszykiem z kwiatami). Figurki te starsze są niż sam kościół; pochodzą bowiem z początku XV w. Wywodzą się z kręgu tzw. pięknych Madonn – rzeźb, mających wyrażać ideał kobiecej urody. Niestety dębnieńskie figury nie są najlepszym przykładem tego stylu – rzeźby są dość ciężkie, grube, brak im subtelności i delikatności cechującej najlepsze dzieła tej szkoły. 

Drugi ołtarz boczny, z połowy XVII w., zwieńczony jest Okiem Opatrzności, zaś w części centralnej widnieje obraz św. Grzegorza. Na gzymsach ołtarza stoją figurki świętych Piotra i Andrzeja. W ołtarzu tym niegdyś znajdowała się rzeźba św. Mikołaja, która wisi dziś w prostokątnej skrzynce na północnej ścianie nawy. Na wewnętrznych, ukośnych ścianach skrzynki namalowane są wizerunki świętych Szczepana i Wawrzyńca. Przez długi czas panowało przekonanie, że rzeźba jest dziełem XVIII-wiecznego ludowego artysty. Dopiero po dokładnych badaniach okazało się, że św. Mikołaj pamięta jeszcze czasy sprzed zbudowania kościołka – jako że powstał w latach 1420-1430. Skąd taka pomyłka? Otóż wiekowa rzeźba uległa zniszczeniu, i w XVIII w. dorobiono jej nową głowę, rękę oraz księgę. Te elementy wprowadziły w błąd badaczy.

Z czasów gotyckich mamy jeszcze w dębniańskiej świątyni kilka elementów, również wartych zainteresowania. To przede wszystkim drewniane tabernakulum, którego górna krawędź rzeźbiona jest w smukłe iglice, zakończone ząbkowaniami (krenelażami) podobnymi do tych, którymi wykańczano mury obronne zamków i siedzib rycerskich. Boki tabernakulum pokrywa delikatna, niemal już zatarta, polichromia. Trzeba zwrócić jeszcze uwagę na gotycką nakrywę chrzcielnicy, niską ambonę i ławkę kolatorską. Wartość tych przedmiotów polega na ich sędziwym rodowodzie – z epoki gotyku nie zachowało się wiele przedmiotów użytkowych, zaś te ocalone przechowywane są w muzeach. Tu możemy oglądać je we wnętrzu, dla którego je wykonano, i w którym pozostawały przez wieki. 

Zbliżamy się teraz do kolejnych dwóch cudów dębnieńskiego kościółka. Pierwszym z nich jest zawieszona na ścianie chorągiew z przedstawieniem św. Stanisława, z klęczącym u jego stóp Piotrowinem (po drugiej stronie znajduje się Ukrzyżowanie). Chorągiew pochodzi z XVII w. i jest podobno darem króla Jana III Sobieskiego, wracającego po zwycięstwie wiedeńskim przez Dębno. Gdzie tu cud? Żeby zajechać do Dębna, i odwiedzić po drodze te wszystkie miejscowości, które przypisuje mu tradycja, musiałby król Jan wracać do Polski bardzo krętą drogą...

Zdecydowanie bardziej realny jest szósty cud tej świątyni. Otóż w 1949 roku, podczas remontu ogrodzenia kościoła i sobót, któryś z pracowników zauważył niewielki – inny od pozostałych, bo pokryty zatartym malowidłem – kawałek deski. Wiedziony zapewne jakimś przeczuciem, deskę tę odstawił do kościoła, zaś do reperacji użył innego kawałka. Deszczułkę z malowidłem wstawiono do zakrystii. Traf chciał, że wtedy właśnie do Dębna wstąpiło dwóch historyków sztuki, Tadeusz Dobrowolski i Józef Dutkiewicz. Natrafili na świeżo odnalezioną deskę. Przykuła ich uwagę i... okazało się, że jest to fragment późnoromańskiej nastawy ołtarzowej, datowanej na 1280 rok. Jest to więc najstarszy w Polsce przykład malarstwa sztalugowego Przedstawione są na nim dwie święte, Katarzyna i Agnieszka. Zabytek pochodzi z warsztatu krakowskiego, i był zapewne przeznaczony do któregoś kościoła ówczesnej stolicy. Dziś w Dębnie znajduje się jego kopia, zaś oryginał przechowywany jest w Muzeum Archidiecezjalnym w Krakowie.

Powoli zbliżamy się do końca naszej wędrówki po kościele. Jeszcze tylko rzut oka na obrazki na szkle – np. na św. Apolonię, patronkę dentystów, z ogromnymi szczypcami w ręku; na cymbałki, stojące na stopniach ołtarza... Te cymbałki to zresztą przedostatni cud dębnieńskiej świątyni. Wydawałoby się – zwykły instrument, a jednak... Najgrubsza i najdłuższa płytka wydaje najwyższy dźwięk, zaś najkrótsza i najcieńsza – najniższy: czyli odwrotnie, niż w normalnych cymbałach. Dlaczego tak jest – nie wiadomo, warto jednak wiedzieć, że instrumentów takich jest na świecie tylko pięć. 

A ósmy cud? Cóż, podobno w kościele tym ślub brał najsławniejszy podhalański rozbójnik, Janosik. A gdy już po ślubie wszedł do zakrystii, to wyszedł z niej – na Polanę Chochołowską w Tatrach!