Kościół św. Barbary jest w Częstochowie miejscem szczególnym. To ostatni przystanek pielgrzyma przed wkroczeniem na Jasną Górę. Co więcej – to siedziba parafii, do której należy właśnie bazylika i klasztor jasnogórski. Powstanie tej świątyni jest także nierozerwalnie związane z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, dzięki której właśnie w tym miejscu cudownie wytrysnęło źródło. Kościołem i klasztorem opiekują się Paulini – ci sami, którzy od wieków strzegą łaskami słynącego wizerunku Czarnej Madonny. Wszystko to sprawia, iż kościół i klasztor św. Barbary jest swego rodzaju ekspozyturą Jasnej Góry – i miejscem, które bezwzględnie nawiedzić należy, podążając do najsłynniejszego sanktuarium Rzeczpospolitej.

Na początku było źródło

 

Historię kościoła pw. św. Barbary rozpoczyna opowieść przejmująca, pełna dramatyzmu, lecz także bohaterstwa i piękna. Bierze ona swój początek w roku 1430. Wówczas to ziemie polskie najechali husyci, którzy – za złe mając Kościołowi gromadzenie dóbr doczesnych – palili i niszczyli świątynie, rabując z nich wszystkie cenniejsze przedmioty. Tak też stało się na Jasnej Górze. Bohaterscy obrońcy klasztoru najazd ten przypłacili życiem: Szczególnie sławnem było męczeństwo dwunastu Paulinów jasnogórskich w dniu 18 maja 1430 r. przez husyckich Czechów, nienawidzących Maryi, a pragnących zbogacenia się skarbami Polaków na ołtarzu Królowej Polski składanymi. Oni to wtargnąwszy do przesławnego klasztoru częstochowskiego z całą zajadłością rzucili się na synów św. Pawła Pustelnika, żądając wydania starożytnego obrazu i skarbów, a także i przyjęcia nauki heretyckiej. Zahartowani w ostrości życia i na śmierć za cześć N. Bogarodzicy Maryi gotowi w liczbie 12 ojców i braci z bł. Januszem z Krakowa przeorem na czele, ponieśli śmierć męczeńską. Heroiczna obrona zakonników nie na wiele się zdała. Husyci nie tylko obrabowali skarbiec i kościół, lecz także porwali słynący łaskami obraz Madonny. Wydawało się, że cudowny wizerunek został bezpowrotnie utracony. A jednak okazało się, że zdarzenie to miało swój cel. Było nim naoczne ukazanie potęgi i mocy Maryi. Opuścili mury klasztorne, zbezczeszczone ich najściem i uwożąc łupy, posuwali się drogą ku południowi. Lecz nie ujechali daleko. W miejscu, gdzie stoi kościół św. Barbary – wóz, na którym znajdował się Cudowny Obraz Matki Boskiej zatrzymał się raptem. Nie pomogły żadne wysiłki. Nawet podwójny zaprzęg nie mógł ruszyć wozu z miejsca. (...) Kiedy nie mogli dojść powodu, dla którego się to stało, domyślać się zaczęli, że jest to zapewne za przyczyną Cudownego Wizerunku (...). Wówczas zrzucili cudowny obraz z wozu, a rozzłoszczony żołdak ciął Matkę Boską dwa razy po twarzy. Obraz rozpadł się na trzy części, a gdy żołnierz zamierzył się i chciał ciąć poraz trzeci – wówczas z jasnego, pogodnego nieba piorun padł nagle i zabił żołdaka na miejscu. Paulini odszukali sponiewierany obraz. Żałosny zaiste przedstawiał sobą widok – pocięty na kawałki, zszargany, pokryty błotem i kurzem... Zakonnicy zaczęli się zastanawiać, jak by tu obetrzeć święty wizerunek, obmyć go z brudu. I właśnie wtedy Maryja po raz drugi ukazała swoją moc. W miejscu, gdzie upadł zrzucony z wozu obraz, trysnęło źródełko z krystalicznie czystą wodą. Uradowani i wzruszeni zakonnicy obmyli w nim wizerunek, który następnie uroczyście wnieśli do klasztoru. Przy źródełku zaś ustawili na pamiątkę tego zdarzenia krzyż, a później kapliczkę, którą oddano pod opiekę św. Barbarze, patronce strzegącej od nagłych i szczególnych zagrożeń. Miejsce to szybko zasłynęło cudami, a pobożni pielgrzymi, przybywający tu, by prosić o uzdrowienie z rozmaitych chorób – a zwłaszcza oczu – odzyskiwali zdrowie po obmyciu schorzałych członków w cudownej wodzie. A słynący łaskami obraz Madonny? Naprawiony przez biegłych malarzy, zatrudnionych przez Władysława Jagiełłę, wyniesiony został z powrotem na ołtarze. Król kazał także obraz ozdobić i odprowadzić na Jasną Górę. Legendy mówią, iż sam monarcha wraz z senatem szedł pieszo na czele procesji z cudownym wizerunkiem aż do Częstochowy, dając tym samym początek tradycji pielgrzymek do stóp Czarnej Madonny. Zaś o nieszczęsnym napadzie husytów do dziś przypominają blizny, przecinające poważną twarz Maryi.